Od pewnego czasu trafiam na książki, w których to magia, a nie miecz, jest głównym orężem w walce ze złem. Przyznaję; troszkę tęsknię za staroświecką stalą robiącą tatar z wszelkiego plugastwa. Jednak z drugiej strony oferowana mi fantastyka jest na bardzo wysokim poziomie, potrafiąca niejeden raz zaskoczyć albo nawet olśnić. Tak miałem choćby podczas lektury „Imienia Wiatru” (recenzja tutaj). Kolejny raz okazuje się, że magia to nie tylko machanie różdżkami, warzenie zupy kalafiorowej o właściwościach halucynogennych czy machanie rękoma i jednoczesne gadanie w zabawnie skomplikowanej mowie magii.
Otóż, w szkole magii Starhaven odpowiednio wyselekcjonowana kadra pedagogiczna kształci kolejne pokolenia młodych czarodziejów i czarownic. Wśród nich jest młodzian o przykrzącym się szybko imieniu – Nikodemus. Przykłada się jak może do nauki, jednak niewiele mu wychodzi. Jest on kakografem, czyli jego magiczna moc polega na wprowadzaniu chaosu w magiczne wzory. W murach szkoły zbierają się magowie. Pech chciał, że również pojawiło się tajemnicze zło, które uśmierciło jedną z poważanych adeptek sztuk magicznych. Oskarżenie pada na magistra Shannona, opiekuna kakografów w Starhaven oraz mentora Nikodemusa. Na nieszczęście martwa kobieta była główną rywalką w prowadzonym przez nich politycznym sporze. Takiego chaosu, jaki ma miejsce w murach szkoły nie powstydziłby się najpotężniejszy z magicznych psujów – giną kolejne osoby, a wszystko umaczane jest w sosie z układów wewnętrznych koła pedagogicznego, ingerencji demonów i przepowiedni dotyczącej głównego bohatera. Na deser trafia się frakcja kontr przepowiedni i nieco faszystowskie akcenty połączone z próbą wyeliminowania kakografów z aktywności magicznej, albo lepiej, z życia.
Czary to najciekawszy motyw „Czaropisu”. Nie kłamię! Wyobraźcie sobie, że czarodzieje tutaj nie zajmują się czarowaniem, czyli tworzeniem lub wywoływaniem czegoś z niczego. Tutaj mamy do czynienia z czaropisaniem. Kształtowaniem swojej siły fizycznej i energii witalnej, przepuszczeniem jej przez muskuły, opisanie skutku trudnym językiem (językami) magii, którymi naprawdę można się udusić. Magia posiada kilka języków; mniej lub bardziej skomplikowanych, a kakografowie mogą posługiwać się jedynie najprostszym i najbezpieczniejszym. Wszyscy magowie tworzą runę i rzucają ją w pożądanym kierunku, by zapisana na niej właściwość została aktywowana . Potężni magowie potrafią tworzyć skomplikowane runy w skomplikowanych zdaniach najtrudniejszych języków. Ich efekty mogą porazić – zakładając, że nie zostały dotknięte zaraz przez kakografa. Magia to wspaniała sprawa – niestety, bardzo trudno ją opisać w kilku zdaniach. Kilka pierwszych rozdziałów książki opisuje ją dość ogólnie na kilku przykładach. Więc mam nadzieję, że mój wstęp do wyjaśnienia, w czym rzecz Was nie odstrasza.
Blake Charlton jest zakochany w słowie. Nie tylko daje temu upust, tworząc swoją wersję czarostwa, ale również starannie budując świat. Wprowadza do książki paraakademicki język, tworzy niezłe opisy architektury i przyrody, świetnie radzi sobie z opisywaniem akcji i interakcji.
Bohaterowie są autentyczni i można ich polubić. Niestety, dialogi wydały mi się najmniej dopracowaną technicznie sprawą… Coś mi w nich nie leżało, a co gorsza, brzmiały nienaturalnie. Może to kwestia wyrobienia w pisarskim fachu, w końcu to dopiero debiut pisarza. W zasadzie to mógłbym na tym zakończyć narzekanie i wrócić do chwalenia, ale muszę wspomnieć o czymś co nie tylko mnie rozdrażniło. Zakończenie. Za szybko i za mało. Może faktycznie zakończenie miało pozostawić niedosyt niedosyt przed kolejną częścią (trylogii)? Finał musi być momentem, na który czekamy ze zniecierpliwieniem i musi być niczym „Oda do radości” na koncercie Beethovena czy strzelanina na Gwieździe Śmierci w „Gwiezdnych Wojnach”. W „Czaropisie” tego zabrakło. A szkoda, bo książka nie pozwala łatwo o sobie zapomnieć, ale to dzięki wcześniejszym rozdziałom. Może przyszłe tomy będą jeszcze lepsze?
Innowacyjność magii, bardzo dobrze wykreowany świat i postacie to główne atuty „Czaropisu”. Cienkie dialogi i zakończenie – to jego największe wady. Ostatecznie jednak uważam, że to kawałek całkiem dobrej literatury fantastycznej. Nie nudzi, jest dużo akcji i intryga. Ciężko mi jednak osądzić dla kogo jest ta książka? Czy młodszych wychowanków Rowling czy starych wyjadaczy od Tolkiena? Ułatwię sobie więc zadanie i zaproponuję „Czaropis” wszystkim, którzy szukają czegoś nowego w już solidnie obrośniętym pajęczyną światku bajek o magii.
Autor: Blake Charlton
Tytuł: Czaropis
Tytuł oryginalny: Spellwright
Cykl: Czaropis
Tłumaczenie: Marek Pawelec
Wydawca: Prószyński i S-ka
Data wydania: 21 września 2010
Kategoria: fantasy
Liczba stron: 608
Cena: 35,00 zł
Recenzent: Kamil Mirkowicz
Jesteśmy częścią portali StacjaKultura.pl i przypominamy jej teksty wybitne i wspaniałe, które kiedyś królowały w sieci