Przykładów inspiracji Halloween jest doprawdy bardzo wiele, nie tylko w literaturze, muzyce, kinie czy nawet różnego rodzaju spektaklach. Nic dziwnego. Hallowen to czas, kiedy śmierć powraca do życia… a jak wiadomo- to, co tajemnicze, czego nie da się pojąć w racjonalny sposób, przyciąga najbardziej.
Jedna mała, druga mała, trzecia mała wiedźma leci nad stogiem siana, leci nad kanałami, leci nad księżycem. Nic nie stanie jej na drodze, hi ho! Halloween nastało!
Dynia, dynia siedzi na stoliku. Dynię, dynię tkniesz i spadnie. Dynia, dynia turlająca się po ulicy. Dynia, dynia cukierek albo psikus!
– fragment jednej z piosenek, śpiewanych przez dzieci, kiedy dopominają się w Halloween o cukierki.
Zapewne niejednokrotnie spotkaliście się z opowieściami o Halloween, które podciąga się do miana miejskiej legendy. Niestety, nie wszystkie się do niej zaliczają. Niektóre z nich to po prostu historie, jakie się komuś przytrafiły w ową Halloweenową noc- mam tutaj na myśli chociażby podania o Halloweenowym terroryście, nastolatku- który robił trick zwisania w kolejce strachu i niestety zginął, czy podkładanie do cukierów żyletek. Owe historie nie mają nic wspólnego z miejskimi legendami, od których dzieli je ogromna przepaść.
Istnieją jednak miejskie legendy, opowiadane z pokolenia na pokolenie, których od lat używa się w celu wystraszenia nie tylko dzieci, ale również ich rodziców. Poznajcie trzy najpopularniejsze podania o Halloween:
Halloweenowe zatrute słodycze
Jedną z licznych tradycji święta Halloween jest przebieranie się za różne postaci rodem ze świata umarłych i chodzenie po domach w celu zebrania od pobliskich mieszkańców jak największej ilości słodkości. Również ona doczekała się swojej własnej legendy. Podania o „Halloweenowych zatrutych słodyczach” przyczyniły się do wyobrażeń o mordercach, rozdających uczestnikom zabaw zatrute łakocie. W pierwotnej wersji cukierki zawierały narkotyk PCP- pigułkę spokoju, zwaną potocznie anielskim pyłem.
Chociaż niejednokrotnie odnotowywano w Stanach Zjednoczonych przypadki zgonów w wyniku zatrucia pokarmowego albo ataku serca podczas halloweenowych nocy, nigdy nie stwierdzono obecności narkotyków lub innych substancji w cukierkach, które mogłyby zagrażać życiu. Niemniej jednak do dnia dzisiejszego zachowało się kilka dawnych podań o szaleńcach, którzy w tzw. „noc umarłych” celowo rozdawali zwolennikom Halloween zatrute łakocie. Warto jednak zaznaczyć, że do dnia dzisiejszego nie doczekały się potwierdzenia o swojej prawdziwości. Bardziej prawdopodobne jest natomiast to, że mogły służyć jako przestroga dla dzieci, aby nie brały łakoci od nieznajomych. Prawdopodobnie stanowiły też ostrzeżenie dla rodziców, żeby uważali na swoje pociechy- szczególnie w Halloween. Oto trzy z nich:
1. W Nowym Jorku, w roku 1964, aresztowano niejaką Helen Pfail pod zarzutem podania rozkruszonych w ciastkach pastylek z trucizną na mrówki dzieciom, które zbierały w noc Halloween słodycze. Kobieta przyznała się do zarzutu, jednakże wyjaśniła, że paczki były oznaczone, zaś te, w których znajdowała się trutka na mrówki miały trupią czaszkę. Za usiłowanie morderstwa dostała wyrok w zawieszeniu.
2. W roku 1970 stało się nieszczęście, w wyniku którego pięciolatek zapadł w śpiączkę, po czym zmarł. Sekcja zwłok Kevina Tostona wykazała, że przedawkował heroinę. Na samym początku mniemano, że spowodowały to słodycze, jakie dziecko zbierało w halloweenową noc- wszakże trzeba potęgować miejską legendę. Prawda jednak była taka, że Kevin wziął cukierki posypane heroiną, które przyszykowała dla jego wuja rodzina, aby zrobić mu kawał.
3. W Teksasie, w roku 1974, ośmioletni Timmy O’Bryan dostał od ojca cukierka, który jak się później okazało był nasączony cyjankiem. Ronald O’Bryan, poznawszy ubezpieczenie życia syna, opiewające na bardzo dużą sumę pieniędzy, postanowił je przejąć. Chcąc udać chwilową niepoczytalność, podał słodycze również swojej córce i trójce innych dzieci, zbierających słodycze na Halloween. Żadne z nich jednak ich nie tknęło- do tej pory niewiadomo z jakiego powodu. Dopiero 31.03.1984r. Ronaldowi udowodniono morderstwo i został skazany na śmierć przez wstrzyknięcie do jego ciała trucizny.
Mistyfikacja tatuażu Niebieskiej Gwiazdy
Jedna z miejskich legend, podobnież do „Halloweenowych zatrutych słodyczy”, opiera się na strachu rodziców, odnoszącego się do tego, że jakiś zły człowiek może zwieść, po czym skrzywdzić ich dzieci. Halloween jest okresem, kiedy „Mistyfikacja tatuażu Niebieskiej Gwiazdy” daje o sobie znać najczęściej. Na czym polega owy wymysł?
Ujmując lapidarnie- jest to tekst ostrzegawczy, który spamuje poczty e-mail (tzw. łańcuszek internetowy) lub roznosi się go w formie ulotek do mieszkań czy domów. Warto zaznaczyć, że jest pełen stanowczego słownictwa, np.: „to bardzo poważna sprawa”, a nawet: „nie możesz tego zignorować, w przeciwnym wypadku- ucierpi twoje dziecko”. Treść „Mistyfikacji tatuażu Niebieskiej Gwiazdy” informuje o tym, że dilerzy narkotyków rozprowadzają w szkołach LSD na model niewielkiego tatuażu, który swoim kształtem przypomina gwiazdę, barwą nieboskłon, zaś wielkością szkolną gumkę do ścierania. Wówczas narkotyk przenika przez skórę, oddziałując na tych, co go noszą przez cały czas. Często dzieci, kupując lub dostając za darmo takowy tatuaż, nie zdają sobie sprawy z tego, że jest silnie uzależniającym narkotykiem.
Jak każda miejska legenda, „Mistyfikacja Niebieskiej Gwiazdy” ewoluowała. Zaczęły się pojawiać wersje tekstu ostrzegawczego, które podawały, że tatuaże były nasączone nawet strychniną, czyli śmiertelną trucizną używaną do zabijania szczurów. Niektóre doniesienia wskazują, że owy tatuaż niekoniecznie musi przedstawiać gwiazdę, lecz może także przybrać postać popularnych postaci z kreskówek, np.: Myszki Miki, Supermana lub Barta Simpsona.
Nie bez powodu jednak legenda została określona mianem mistyfikacji, albowiem nigdy nie udokumentowano przypadków tatuażów nasączonych LSD albo strychniną, które mogłyby być rozprowadzane przez dilerów w szkołach.
Owa miejska legenda najczęściej występuje w Stanach Zjednoczonych, u nas przybrała postać tzw. liściku śmierci- wysyłanego pocztą lub e-mailem, w którym nakazuje się go przesłać do minimum 20 osób, lecz nie do osoby która nadała wiadomość, w przeciwnym wypadku się umrze, po czym mamy podanych mrowie przykładów ludzi, którzy nie przesłali nikomu i zginęli w tajemniczych okolicznościach.
Halloween: kampusowy morderca
Bardzo popularna miejska legenda, przede wszystkim rozpowszechniana wśród studentów, mieszkających w akademikach uniwersyteckich na terenie Stanów Zjednoczonych. Co roku, tuż przed Halloween, w doprawdy różny sposób (czy to za pomocą liścików, e-maili, a nawet telefonów) młodzież dostaje ostrzeżenie o prawdopodobnym pojawieniu się sadystycznego mordercy w ich najbliższej okolicy.
Zazwyczaj owym przerażającym mordercą jest uczeń, nauczyciel lub szaleniec, któremu udało się zbiec z jakiegoś pobliskiego szpitala dla ludzi umysłowo chorych. Za jego broń powszechnie przyjmuje się przedmiot, który nie tylko zadaje dotkliwy ból ofierze, ale również ma pokaźne rozmiary. Niektóre podania przyswoiły sobie siekiery, inne natomiast rzeźnickie tasaki albo duże noże kuchenne. W wyniku krwawych żniw, jakie zbierają halloweenowi przestępcy, ginie zazwyczaj od 10 do 18 osób. Niekiedy ofiarami padają same studentki, których ciała zostają pocięte na kawałki przez maniaka z zakrytą twarzą. Ostatnie doniesienia przedstawiają nawet kampusowego mordercę, noszącego maskę z „Krzyku”. Warto również zaznaczyć, że bardzo często można usłyszeć opowieść o imprezach na Halloween w pobliżu akademików, na które przybywa morderca i zabija poprzebieranych w różne kostiumy studentów- adekwatne do klimatu owej nocy. Na tej podstawie powstał m.in. głośny film pt.: „Bloody Murder 2: Closing Camp”.
Co roku, opowiadania te rosną w siłę, bywają coraz bardziej ubarwione. Podobnież bywa nawet tak, że niektórzy studenci zabarykadowują swoje drzwi w noc 31 października w obawie przed nadejściem kampusowego mordercy. Jest to jedna z najkrótszych, acz najbardziej klasycznych miejskich legend, jakie dotyczą święta Halloween.
Alicja Paluch