MISS HIV recenzja spektaklu

Estimated read time 5 min read

„MISS HIV” to adaptacja sztuki Macieja Kowalewskiego, który jest zarazem jej reżyserem w Och Teatrze. Autor inspirował się wyborami Miss HIV/ADIS Stigma Free, które mają miejsce w Afryce. Celem takiej akcji jest przerwanie milczenia o problemie, w sztuce nazywanym „dżumą XXI wieku” oraz pokazanie, że ludzie chorzy i zakażeni zasługują na godne życie.

Spektakl Kowalewskiego można podzielić na dwie części – pierwsza to kulisy konkursu, a druga jego finał. O tytuł „Miss HIV” starają się cztery kobiety: Julia (Patrycja Szczepanowska), Irina (Maria Seweryn), Klara (Iza Kuna) i Urszula (Ewa Szykulska). Trzy pierwsze utrzymują, że są zakażone HIV i przyjmują leki, które mają je ochronić przed ADIS. Urszula natomiast jest siostrą bliźniaczką misjonarki, która umarła na ADIS i przez posiada HIV symbolicznie. Nagrodą w konkursie są pieniądze. Każda z bohaterek reprezentuje inny świat. Julia jest niepełnoletnia, Irina jest wróżką i bioterapeutką, a Urszula katoliczką. Dwie ostatnie reprezentują odmienne wartości i ciągle dochodzi miedzy nimi do ostrej wymiany zdań. Klara podsumowuje, że Irina i Urszula tak naprawdę są takie same. Klara zaś jest kobietą najelegantszą ze zgromadzonych, dostojną i zamkniętą w sobie. Za kulisami Julia prowokuje zwierzenia kobiet. Zastanawia się nad pytaniami, jakie zostaną im zadane – boi się pytania o to, w jaki sposób się zaraziły. Każda z kobiet opowiada swoją historię –  ostatecznie zwierzają się, że wszystkie zakaziły się poprzez stosunek seksualny. Urszula – wzór katoliczki, w  konkursie bierze udział na szczególnych zasadach. Jest ona wierną żoną bezgranicznie ufającą mężowi i powierzającą wszelkie sprawy w ręce Boga, nieco kreowana na dewotkę.

Druga cześć spektaklu to finał wyborów „MISS HIV”  zaprezentowany w formie programu telewizyjnego, który prowadzi Rafael – aktor przebrany za transwestytę. Jest on zdrowy i jeszcze za kulisami sypie czarnym humorem, przykrym dla zakażonych. Boi się HIV, ale nie ma żadnej wiedzy na temat tej choroby. Na scenie natomiast zdobywa serca żeńskiej i męskiej publiczności. W konkursie wszyscy udają kogoś kim nie są, pokazują zupełnie inne oblicza – zarówno prezenter, jak i finalistki. Kobiety mają odpowiedzieć na trzy pytania – kiedy się zaraziły, w jaki sposób i na co chcą przeznaczyć nagrodę. Ich historie poruszają najtwardsze serca, widać, ile się poświęca, żeby zdobyć tytuł tej najpiękniejszej. Wybory miss są reżyserowane przez Rafaela i publiczność zgromadzona w teatrze łamie konwencje jej przysługujące. To Mohr decyduje, kiedy publiczność klaszcze, a kiedy skanduje. Bez publiczności nie ma spektaklu.

Przedstawienie zawiera elementy audiowizualne. Reporter po niespełna roku odwiedza finalistki, aby sprawdzić, co zmieniło się w ich życiu. Czy wygrały, czy przegrały?

Dawno byłam w teatrze na tak dobrym spektaklu, jakim jest „MISS HIV”. Temat poważny, ale przedstawiony dość lekko. Niestety, niektóre elementy stereotypowe nie dają szansy widzowi domyślać się pewnych sytuacji, np. Urszula dewotka pochodzi z Lichenia,  a HIV związany jest z gejem lub transwestytą. Całokształt jednak odbieram pozytywnie. W 100 minutach śmiesznej opowiastki są poruszone różne sposoby zarażenia się HIV. Aktorstwo jest perfekcyjne, wierzy się bohaterkom – naiwnej Julce, pewnej siebie Irinie, samotnej Klarze i konkretnej Urszuli. Aktorki pokazały że mają dobry warsztat. W tej chwili nie potrafię sobie przypomnieć spektaklu, który nie jest monodramem, żeby wszyscy aktorzy reprezentowali jednolity, wysoki poziom gry, właśnie jak w „MISS HIV”. Na wielkie uznanie zasługuje Rafał Mohr, który po raz kolejny prezentuje swój talent i wysokiej klasy umiejętność gry aktorskiej. Mohr już nie pierwszy raz w ciuchach kobiecych radzi sobie doskonale. Jest on dla mnie aktorem, który łamie wszelkie granice i konwencje teatralne, co jest ogromnym plusem. Aktor mimo że wygląda świetnie w kobiecych ciuchach, pozostaje do końca facetem i imponuje mi chodzeniem w szpilkach, które mają prawie 20 cm. Niejedna kobieta może mu zazdrościć wdzięku, z jakimi Mohr potrafi się na nich poruszać.

Pomysł na realizację sztuki jest pociągnięty przez dobrą reżyserię. Wszystko pasuje do siebie, nie ma elementów niepotrzebnych. Widać, że spektakl sprawia aktorom wiele przyjemności i daje satysfakcję. Był jeden moment, kiedy wszyscy aktorzy się śmiali, a sprawiali wrażenie, że nie powinni tego robić, bo to teatr i trzeba zachować powagę. Nie wiem i chyba nigdy się nie dowiem, czy faktycznie nie mogli się już powstrzymać od śmiechu, czy sytuacja została od początku do końca wyreżyserowana – jakby nie było ta scena to atut spektaklu. Ponadto zagranie nagłego rozśmieszenia wszystkich aktorów jest jedną z najtrudniejszych scen teatralnych.

Kostiumy w prosty sposób charakteryzowały bohaterki, uchylały rąbka ich tajemnicy, definiowały ich egzystencję. Znowu podane wszystko jak na tacy, ale po raz kolejny to nie raziło. Muzyka świetnie dobrana, kiedy trzeba trzymała w napięciu.

„MISS HIV” w Och Teatrze to dobry tekst, rewelacyjnie zagrany. Czy po tym spektaklu pobiegnę zrobić testy na HIV? Nie! Aż tak do mnie nie przemówił, ale refleksję wzbudził. Poza tym „MISS HIV” pokazuje też realia wyborów wszelkiego rodzaju miss.

Reżyseria: Maciej Kowalewski
Muzyka: Bartosz Dziedzic
Występują: Ewa Szykulska, Maria Seweryn, Iza Kuna, Patrycja Szczepanowska, Tomasz Tyndyk/Rafał Mohr
Kostiumy: Tomasz Jacyków

Premiera: 26 lutego 2005

Charzeska Katarzyna

Publikujący Dawid Nawrocki ten portal jest częścią StacjaKultura.pl i ma prawo do tej treści.

https://dawidnawrocki.pl/

You May Also Like

More From Author