Fani jednak na pewno słyszeli o tym, że wyżej wymieniony producent w przerwach pomiędzy tworzeniem nowego Final Fantasy pracuje nad The Last Remnant. Jednak tak się składa, że my już otrzymaliśmy egzemplarz recenzencki tej gry…
W The Last Remnant mamy jakby dwa wątki fabularne, sprytnie powiązane w całość. Po pierwsze, fabuła opowiada o magicznych rzeczach/fragmentach – tytułowe „remnants”. Te błyskotki pozwalają, by na świecie panował ład i porządek. Niestety, nie każdemu się to podoba. Nietrudno się domyślić, że jest to powodem sporów. Jedna ze stron chce ustalić ład na świecie według swoich zasad, druga zaś pragnie zostawić wszystko po staremu. Obie frakcje zaczynają więc szukać magicznych świecidełek.
Jakby tego było mało nagle okazuje się, że główny bohater Rush Syke i jego siostra posiadają w sobie nadzwyczajną prehistoryczną moc. Jedna z sił – oczywiście ta zła – porywa dziewczynę, a brata chce zgładzić. Na szczęście, Rushowi udaje się pokonać adwersarzy i wyrusza w pogoń za siostrą. Po drodze napotyka króla Davida, który oferuje mu pomoc… Początkowo może wydawać się to niespójne, jednak z biegiem czasu łączy się w całość i tworzy logiczny sens.
Świat przedstawiony w The Last Remnant nie jest oczywiście odpowiednikiem naszego ziemskiego. Różnica polega na tym, że tutaj prócz przedstawicieli rasy ludzkiej mamy jeszcze do dyspozycji gadające lwy, żółwie, zajączki i wiele, wiele innych dziwacznych postaci. Niemniej jednak nie psuje to klimatu, wręcz przeciwnie, podkreśla element fantasy.
The Last Remnant, a inne rpg…
The Last Remnant różni się tym od innych RPGów, że podczas pojedynków turowych nie wykonujemy ruchów pojedynczymi postaciami , lecz grupką maksimum pięciu żołnierzy. Tak więc, czasami zdarzy się, że jednoosobową jednostkę wroga zaatakujmy znacznie liczniejszą brygadą pod naszym dowództwem.
Skoro mowa o atakowaniu – wyzywanie przeciwników na pojedynek jest bardzo proste. Wyciągamy z plecaka nożyk, robimy zamach ręką i rozpoczyna się walka. Po opanowaniu wszystkich umiejętności jest na co popatrzeć. Dzięki temu, że każdy oddział składa się z kilku żołnierzy, pojedynki stają się jeszcze bardziej interesujące. Przede wszystkim dlatego, że twórcy dodali do gry bardzo efektowne ataki zespołowe. Wszystko otoczone oczywiście specjalna poświatą i masą efektów specjalnych.
Kolejnym godnym uwagi elementem jest możliwość, a wręcz przymus ustalania formacji naszych żołnierzy. W połączeniu z odpowiednim wybieraniem ciosów, uskoków, bloków wpływa to na przebieg walki i końcowe statystyki. Jeśli źle dobierzemy składowe, to przegraną mamy gwarantowaną. A wtedy gra się kończy i trzeba wracać do ostatniego save’a.
Ach, te podróże.
Po ogarnięciu tych wszystkich statystyk, ustawień i wielu, wielu innych rzeczy, będziemy mogli czerpać przyjemność z tego co w grze najpiękniejsze – walk (o których już wspomnieliśmy) i podróżowania. Do naszej dyspozycji oddano ogromną mapę. Przypomina ona wielkością, wszystkie nasze kontynenty razem wzięte. Jednakże najpiękniejsze jest to, że widzimy ją w całości. Raz skupiać się będziemy na królestwie Davida, zaś innym razem na podziemiach, by zaraz potem przejść w jakieś inne miejsce, które zapiera dech w piersi…
Trzeba przyznać, że większość lokacji jest bardzo ładnie wymodelowana i wiele elementów zachwyca. Mnie najbardziej urzekło monumentalne miasto, w którym można było zobaczyć przepiękne, wielkie rzeźby, ogromną bramę i wiele, wiele innych rzeczy. Dzięki dbałości o szczegóły każdy, nawet najmniejszy element kusi oko… ale nie zawsze. Zdarza się, że widzimy bardzo szczegółowe miasto, by zaraz potem przenieść się do dużo gorzej zrobionej kopalni w której zaatakują nas wszędobylskie piksele.
Jeszcze na koniec tego akapitu wspomnę, że przemieszczanie się pomiędzy lokacjami jest bardzo proste. Wystarczy otworzyć mapę, zaznaczyć na niej punkt i zatwierdzić. Bardzo dobre rozwiązanie.
Muzycznie gra prezentuje się równie dobrze jak pod względem pozostałych elementów. Oczywiście nie uświadczymy dobrze znanych nam już piosenek. Ludzie ze Square-Enix odpowiedzialni za akompaniament stworzyli całą gamę dźwięków idealnie dobranych do występujących w grze sytuacji. Usłyszymy chociażby gloryfikujące zwycięstwo arie, czy też podbijające tętno bębenki podczas walki. Naprawdę dobra robota.
Dialogi to kolejne zagadnienie, które powinno być rozpatrzone. Tutaj też wszystko trzyma swój poziom. Kwestie wypowiadane są profesjonalnie i okraszone często żartem. Bardzo przypadło mi to do gustu. Przynajmniej nie ma zbędnej patetyczności. Nawet do króla nasz bohater będzie mówił slangiem ulicznym.
Wady
Boli mnie przede wszystkim długie wczytywanie się lokacji. Po pierwsze, trwa to ponad 10 sekund. Po drugie wystarczy przejść kawałek, aby ponownie pojawił się napis „loading”. Okropna sprawa. Na dokładkę, zarówno każde rozpoczęcie walki, jak i jej zakończenie, powoduje pojawienie się na ekranie tego wspaniałego napisu. Gra lepiej zachowuje się kiedy zostanie wgrana na dysk, wtedy czas wczytywania to około 5 sekund. Niemniej jednak częste ładowanie nadal zostaje.
Ostatni denerwującą mnie rzeczą jest brak możliwości pomijania filmów. Często bowiem zapominałem o robieniu save’a i wracałem do odległego punktu. Mimo, że wcześniej gra wyświetliła już wszystkie przerywniki, musiałem oglądać je od początku. Na dłuższą metę jest to uciążliwe.
The Last Remnant to gra dobra, ale nie wybitna. Ma swoje innowacyjne rozwiązania, ale również bolączki. Square-Enix stworzył produkt dobry, który zasługuje na ocenę właśnie dobrą. Dwie płyty DVD i ponad 40 godzin zabawy to odpowiednia dawka przyjemności na zimowe wieczory.
Plusy:
+ ciekawe walki
+ długość
+ niektóre lokacje
Minusy:
– niektóre lokacje
– częste ładowanie się gry
– mało innowacji
– czasami słaba grafika
Ocena ogólna: 7/10