X-Men Geneza: Wolverine – recenzja filmu

Estimated read time 4 min read

Komiksów z cyklu genez jest ok. czterech. Znajdują się w nich m.in. tak fantastyczne postaci jak Magneto czy Jean Grey. Po ostatnich wielkich premierach ekranizacji komiksowych, przed Marvel Studios stało nie lada zadanie, gdyż dwie z ostatnich części o przygodach X-Menów nie były zachwycające. Poza tym największy obok Marvela producent powieści obrazkowych DC, trzymał pieczę nad świetnymi produkcjami, jakimi były, np.: „Watchmen” czy „300”. Żeby tego było mało, apetyt fanów był ogromny, ponieważ studio obiecało coraz to lepsze filmy, zaczynając od fantastycznego „Iron Mana”, żeby w 2011 roku skończyć na „Kapitanie Ameryce” i „The Avengers”. Niestety, przygody „rosomaka” zostaną zapamiętane jako te gdzieś po środku. Były naprawdę dobre, ale nie rewelacyjne.

Logan urodził się z niesamowitą mocą regeneracji, która sprawiła, że stał się praktycznie nieśmiertelny. Został także obdarzony bronią, którą stanowi sześć ostrzy, wysuwających się z jego dłoni. Będąc jeszcze dzieckiem, zabił swojego prawdziwego ojca, podczas kłótni z ojczymem i wtedy jego brat, który dysponował podobnymi zdolnościami, pokazał mu „czym” naprawdę jest. Urodzony w XIX wieku, brnął przez wszystkie wojny świata i razem z bratem stanowił „niepokonaną broń masowego rażenia”. Kiedy nieudana egzekucja ujawnia niezwykłe zdolności amerykańskich żołnierzy, natychmiast stają się oni obiektem zainteresowania tajnej organizacji. Korporacja chce stworzyć prywatny oddział do zadań specjalnych. Logan i jego brat przyjmują ofertę, tudzież obok takich postaci jak Deadpool, Spectre, Blob i Zero, wypełniają coraz to niebezpieczniejsze misje. Wówczas, gdy likwidacje cywilów stają się coraz bardziej popularne w drużynie, nasz bohater opuszcza zespół. Niestety jego decyzja przyczyni się do przerażających konsekwencji. Sabretooth (brat Logana) zbuntuje się i będzie likwidował wszystkich członków zespołu po kolei. Przyjdzie też czas na naszego bohatera i niestety jego kobietę. Śmierć dziewczyny stanie się pewnym katalizatorem, który spowoduje, że zrodzi się Wolverine – a mianowicie regenerujący się mutant, nafaszerowany adamantium (metalem, który sprawi go niezniszczalnym). Zemsta wypełni serce bohatera, zaś rosomak nie będzie przebierał w środkach. Tyle, że cała sprawa nie jest tak oczywista, jakby mogło się wydawać. Wrogowie będą musieli bowiem stać się przyjaciółmi.

Produkcja niestety nie przejęła mrocznego klimatu, który miały komiksy „Geneza” i „Weapon X”. Nie widać też, bynajmniej w takiej dużej mierze, rozszczepienia osobowości Wolverine’a między duszą bestii a człowieka. Film ma jednak ogromny potencjał, który został dobrze wykorzystany. Wydaję mi się, że nie doszukujący się „bugów” fani, jak i postronni widzowie, będą zadowoleni. Aktorzy są wyjątkowo trafnie dobrani – zwłaszcza, jeśli chodzi o Deadpool’a (niestety mam niedosyt, bo Reynolds nie ma długiej roli) czy Gambita, w którego rolę świetnie wcielił się młody Taylor Kitsch, a i do Liev’a Schreibera można się przyzwyczaić po jakimś czasie. Jackman jest w świetnej formie, przypomina momentami prawdziwego potwora, którego furii rzeczywiście nie da się powstrzymać. Produkcja obfituje w kosmiczne efekty specjalne i pojedynki mutantów, które wręcz zapierają dech w piersiach. Dodatkowego klimatu dodaje fakt, że wszystkie filmy Marvela mają ciekawe scenki po napisach, oczywiście tak samo jest również w przypadku tej produkcji. Warto więc przeczekać napisy końcowe z morzem nazwisk aktorów oraz twórców, gdyż po nich będziemy mogli obejrzeć aż dwie wersje owych scenek.

Reżyseria: Gavin Hood
Scenariusz: David Benioff
Obsada: Hugh Jackman, Ryan Reynolds, Will.I.Am
Gatunek: Akcja, sci-fi

Ocena: 7/10

Autor Jakub Lipczik. Jesteśmy częścią portalu StacjaKultura.pl

You May Also Like

More From Author